wtorek, 9 listopada 2010

Bydło.

Pod tym zaskakującym tytułem nie mam na myśli technik hodowli tych przemiłych zwierzątek. Sytuacja nie jest skomplikowana, ani wniosek zbyt wybitny, lecz obserwowanie tego co opisuje poniżej, było dla mnie miejscami zabawniejsze, niż Monty Python.

Prawie codziennie wracam skądś tramwajem lub autobusem do domu. Zazwyczaj mam ze sobą odtwarzacz mp3, bo nie jestem typem podsłuchiwacza, jednakże tym razem było inaczej. Wsiadając do nowoczesnego tramwaju niskopodłogowego, wsiadły ze mną, tymi samymi drzwiami, 4 młode damy; w wieku 17-18 lat. Pierwsze co zrobiły, to we trzy zajęły 2 miejsca siedzące. Nie ma w tym nic dziwnego, lecz gdy zaczęły na sobie "leżeć" (inaczej nie wiem jak to opisać), stwierdziły, że rodzą wydając dziwne okrzyki, przypominające bardziej film pornograficzny, niż poród. Kiedy akcja porodowa zakończyła się niewątpliwym sukcesem, jedna z nich wyciągnęła telefon komórkowy i puściła muzykę z głośnika. Nie miałbym nic przeciwko, gdyby był to Chopin lub Satie, jednak młode panie uraczyły nas dyskotekową łupanicą i bez najmniejszego przejęcia rozmawiały wulgarnym językiem o kolegach jakiejś koleżanki. Gdy myślałem, że komedia już się nie rozwinie, na jednym z przystanków, pierwsza pani od drzwi, podniosła swe wiotkie ciało i splunęła z wcześniejszym "zebraniem pocisku", z okolic zatok. Całe szczęście trafiła na chodnik a nie w jakiegoś niewinnego przechodnia. Dwa kolejne przystanki minęły w podobnej atmosferze.

Ja rozumiem wszystko- muzyka z telefonu, głośniejsza rozmowa, niekiedy wulgaryzmy, lecz na ojca Rydzyka! Robienie czegoś "takiego" w miejscach publicznych winno być karane chłostą. Ludzie spokojnie wracają ze szkoły i pracy, są zmęczeni dniem a takie "fiu bździu" w potrójnej wersji, bo 4 koleżanka była spokojna, chce do końca zniszczyć dzień. Mam więc niezły pomysł. Tak jak rozdaje się strzykawki narkomanom i prezerwatywy homoseksualistą, tak dodatkowo trzeba rozdawać słuchawki i kneble, żeby nie być świadkiem powyższych zdarzeń.

piątek, 5 listopada 2010

Święto Zmarłych.

Nic specjalnego; cholerne akapity!

Tytuł wydaje się być z błędem, ale jednak jest inaczej, niż może się wydawać. Przede wszystkim święto „Wszystkich Świętych” należy do tradycji rzymsko- katolickiej. Ja nie jestem katolikiem i trudno mi uwierzyć w świętość kogokolwiek; zresztą co znaczy dokładnie święty? Podejrzanie brzmi już samo „wszystkich” w całej tej nazwie, ale „świętych”, jak już stwierdziłem, chcą mi wmówić. Niby czepianie się samej nazwy, ale jak sami wiecie, (nie do końca z własnej autopsji), to 1 listopada tych świętych ma się gdzieś! Prawie, albo nawet nikt, nie rozkłada stronic biblii i nie popada w refleksie nad św. Krzysztofem czy nawet św. Tomaszem z Akwinu; liczą się groby, obiad u rodziny, znicze albo ilość kilometrów odstanych korkach. Nawet w kościele kłamią, że to czas zadumy i refleksji. Księża też pewnie idą na cmentarze obrażeni, bo zaczepi ich połowa zrzeszonych albo, nie daj bóg, jakiś żebrak.

Można mi zarzucić, że nie znam się na temacie, lecz sprawa ma się tak, że moja mama pracuje w kwiaciarni i wie na czym rzecz polega. Nie trzeba być analitykiem rynku aby zauważyć, że jest to kolejna, genialna okazja do roztrwonienia pieniędzy. Taki niewielki bukiecik kupuje się za 30- 50 zł.- kupimy pewnie ze 3 albo 4. Doliczmy do tego jakieś świeczki, benzynę na podróż; obwarzanki i wata cukrowa dla dzieci też kosztują. Wydatek rzędu 200-300 zł. Niby nic, niby niewiele, ale zwykły Kowalski klnie jak szewc bo znów traci zamiast oszczędzać. Tak, traci! Założę się o demokrację, że dla Kowalskiego tych świąt mogłoby nie być. Wystarczy, że za półtora miesiąca będą fenomenalne w swym istnieniu- święta Bożego Narodzenia. Boże narodzenie jeszcze jakoś rozumiem: ludzie się cieszą z rocznicy narodzin jakiegoś ważnego boga; piękny zwyczaj i wyżerka, ale jakie nudy... Wszystkich świętych to dzień uczczenia pamięci zmarłych, ale dlaczego świętych?

Świętych zostawmy w spokoju przez czas najbliższy. Kwestia pamięci tego dnia ma mieć wagę najwyższa,jednakże ustępuje ona kwestii estetyki nagrobka, co wcale nie jest dziwne. Zauważcie, że w ludziach tkwi dziwna maniera, polegająca na ściganiu się kto ma więcej i lepiej. Czasem zastanawiam się, czy nie otworzyć firmy, która zajmowałaby się dizajnem grobów. Prawdziwi amatorzy cmentarnego pokazu mody umieją gonić za zniczami i wiązankami z kwiatów już miesiąc przed. Tak mniej więcej prezentuje się pamięć ludzi o zmarłych przodkach. Pamięcią nie jest cząstką nas, jest ona granitową płytą z wypalonym imieniem i nazwiskiem. Nie mając przepychu na swoich nagrobkach, w odczuciu tych ludzi, nie posiadasz pamięci.

Przechadzając się wąskimi uliczkami cmentarzy, nie byłem świadkiem świadectw wiary. Rodziny stojące przed miejscem pochówku wykonując znak krzyża, same nie wierzą w to, co czynią. Rozmowy jakie toczą, czasem tylko mają charakter wspomnień, i to najczęściej, gdy zapyta o zmarłego jakieś małe dziecko. Jednymi z ciekawszych tematów, o których można było zasłyszeć przy tej okazji to np. brzydki zapach z publicznych toalet, spalona cebula w zupie Jadzi czy inne tego typu problemy egzystencji ludzkiej. Wszyscy raczej znudzeni, wyssani z życia, może przez jedzenie lub oglądanie telewizji. Nie chcąc widzieć patetyczności, której zwykli wtórować gdy ankieterka przez telefon pyta o wyznanie, wykonują swój o b o w i ą z e k z bez zadowolenia.

Nie wiem z czego wypływa chęć obchodzenia świąt i uczestniczenia w tym skomplikowanym procesie, ale mnie jest ciężko w te dni, bo presja przez święta nie należy do moich ulubionych. Nie mam wyjścia, uczestniczę w tym, bo spadł na mnie ten ciężar, ta powinność życia w katolickim państwie. Dat jest wiele, tradycja wcale nie musi być najgorsza, ale zastanówmy się, po co nam to wszystko tak naprawdę. Nie trzeba ścigać się z innym na ilość zniczy. Ważne, jak słuchamy o pamięci tych ludzi, o których mówi mama i jak przekażemy to dalej. Bądźmy w tym miejscu przynajmniej wdzięczni za to, że poprowadzili tak życie, i doprowadzili do nas. Sądzę, że dobrze by było, gdybyśmy też swoje życie pociągnęli tak, aby doprowadziło ono do kogoś lub czegoś. Niech idzie dalej w nieskończoność. My umrzemy, ale za parę pokoleń słuch o nas zaginie. Będziemy jednym z grobów w ludzkiej myśli. Czyż to nie wspaniałe?

środa, 27 października 2010

Czcze gadanie.

Jak już się zorientowaliście- zawsze mówię, że będę systematyczny w następnych wpisach tutaj. Muszę jednak powiedzieć, że staram się jak mogę, ale wychodzi jak zawsze.
Chciałem się wam trochę pożalić.
Serwer który obsługuje wszystkie te blogi na których zamieszczane są fotografie i wywody jest moim zdaniem jednym z lepszych. Można mieć "swoje" polecane linki, jakieś skórki, tapety, cuda niewidy, lecz jedna rzecz mnie drażni, i to bardo.
Ja rozumiem, że połowa świata akapitów używa tylko raz w życiu na maturze pisemnej z polskiego, jednak konstruktorzy tego edytora winni być bardziej przewidujący i mogliby wprowadzić możliwość edycji akapitowej. Dla fotografów, poetów i pamiętnikarzy ta opcja jest niezdatna, ale kiedy oknem tym posługuje się ktoś, kto ceni sobie przejrzystość tekstu pisanego, po prostu, załamuje ręce. Nie wymagam przypisu dolnego, bo i po co ale na boga! Intuicyjnie rozróżnić intencje autora jest trudno- moje także- więc PANOWIE lub PANIE KONSTRUKTORZY, zróbcie coś z tym! Proszę.

poniedziałek, 29 marca 2010

Kobieta a mężczyzna

Wybaczcie chwilowy zastój, to przejściowe. Przynajmniej mam taką nadzieję.
____________
Kobieta i mężczyzna- jedno nie istnieje bez drugiego. Duet zapewniający utrzymanie gatunku, mężczyzna jako dawca nasienia i kobieta jako jednostka odbioru nasienia i podstawa do rozwoju nowego bytu. Taki typ relacji jest nam znany od początków świata. Logiczny, konsekwentny i nie podważalny w całej swej rozciągłości. Nie myślcie, że to też do „tęczowych”, będę mówił w znaczeniu kobieta- mężczyzna, mężczyzna- kobieta. Wiązanie się z tą samą płcią jest dla mnie wypaczeniem, ponieważ taki wariant nie jest gwarancja, a nawet powiedziałbym, że jest zaprzeczeniem ciągłości gatunku. Pewnie obrońcy praw zwierząt dostają teraz szału i mówią o mnie: "ksenofob", ale ja się ich nie boję i przyłączam swój głos do twierdzenia Legutki o "pakcie o nieagresji", toteż z ksenofobią nie mam nic wspólnego.
Chyba wszyscy znają twierdzenie, że cielesność nie jest podstawą uczucia jakim jest miłość. Zdanie to powtarza się przy każdej okazji pytania o "ideał partnera”. Nie wiem z czego wynika fakt, że kłamią bezczelnie koleżance; „Wygląd nie jest ważny”. Przecież oprócz cech charakteru, które są oczywiście elementem metafizycznym, istnieje „ideał” cielesny. „Pierwsze wrażenie”, które znane jest nam z autopsji w pierwszym momencie determinuje dalsze poczynania. Znajdując się w pomieszczeniu z przedstawicielami płci odmiennej, zawsze chcemy poznawać od strony metafizycznej te osoby, które spełniają nasze oczekiwania fizyczne. Przypadek w którym cielesność jest jedynym punktem wspólnym dla naszego pojęcia, to przypadek zostaje odrzucony, bądź też nie, ale na pewno nie daje szczęścia we wspólnym życiu oglądanym przez pryzmat przyszłości. Sprawa wygląda inaczej, jak ciało idzie w parze z rozumem. Ten moment można by nazwać triumfem, bo jednak mamy to co chcemy, ale zawsze pozostaje "ale". Obiekt który został namierzony też ma swe upodobania, jeśli zalatuje od nas porannym joggingiem, nawet z czarem i urodą Clarka Gable'a nie "wyrwiemy mięsa". Znane są przypadki, gdzie facet poślubił kobietę bez twarzy lub kobieta faceta bez nóg i jednej reki. Miłość miedzy nimi kwitnie i maja się lepiej niż cała zgraja fizycznych "napaleńców". Jednak ten typ co tylko ciało wielbi, też może żyć nie najgorzej. Dobrze mieć swój "ideał", znalezienie go musi być piękne- kogel mogel bez cukru jest niesmaczny.
Czytałem pewnego razu w Tygodniku Powszechnym artykuł na temat konserwatyzmu społeczności w Polsce. Okazuje się, że młodzież w naszym kraju odbiega od schematu typu: rodzina, kościół i szukanie stabilizacji w monotonnej pracy. Jeśli nawet znajdziemy taką jednostkę, która wyznaje podobne zasady, to okaże się, że jednak ona też czasem lubi iść się rozerwać. Trzeba rozważyć fakt naszej moralności. Pisząc to, zastanawiam się jednak, co u licha można by nazwać moralne a co nie? Przyjmując lekko dresiarski tok rozumowania zapewne postawiłbym na donosicielstwo, jako zakałę. Zakładając jednak „czerwone” maniery, opowiem się za donosicielstwem, jako podstawą rzetelności systemu.
Seks przedmałżeński, jeszcze jakiś czas temu, uznawany był za bezbożność. Dziś jest to norma, która ma zweryfikować znaczną część kompatybilności z drugą połówką. Więc proszę mi nie wmawiać, że seks w związku nie jest ważny. Jest ważny i to dość mocno z podstawowego powodu, mianowicie: zaspokojenie swoich potrzeb naturalnych, a musimy mieć na uwadze, że człowiek to istota seksualna, jest trudne do ominięcia- przynajmniej z punktu widzenia „typowego Kowalskiego”. Sam sex oczywiście sprawy nie załatwia, byłoby to zbyt piękne i zbyt proste. Rolę odgrywa nastawienie do samego tematu, pozycje, tępo (banał), ulubiony rodzaj itp. Znam 1000 przypadków gdzie kobieta lub facet marudzą na brak ornego, analnego, lub Bóg wie jakiego. To nie koniec, czasem afera jest o zastosowanie antykoncepcji, miejsca, czy zapachu wydobywającego się spod pachy partnera. Sami zobaczcie, jest tyle czynników które nie zgadzają się ze sobą, że raczej nie trudno o konflikty na tej linii. Facet lubiący sex oralny, ostre igraszki analne i tzw „cumshot” na różne części ciała nie zaspokoi swoich potrzeb z kobietą, która woli raczej po bożemu. Kiedy będą sobie tak żyli, nie dogadując się jedynie w sferze seksualnej, to pokusa pociągnie jedno albo drugie do zdrady na rzecz urzeczywistnienia fantazji. Co implikuje zdrada? Płacz, przeprosiny i rozstanie. Kiedy nie dochodzi do rozstania, to i tak wszystko wali się i sypie, bo wszelaka kłótnia kończy się wypominaniem zdrady. Pomyślcie, mówię to do tych co mają za sobą ten pierwszy raz, że partner odmawia wam seksu do ślubu. 99,9% ludzi nie będzie zachwycona tą informacją albo wręcz się wścieknie. Zaręczyn nie było, data ślubu nie jest znana... kobieta da sobie jeszcze jakoś rade, facet zaś, jak wiadomo wulkan testosteronu, może liczyć na swoje silne przedramię. Taka kolej rzeczy wśród niedzielnych katolików to czarny scenariusz, chodź zawsze pozostaje upicie partnera i liczenie na łut szczęścia.
Pisząc ten tekst miałem wrażenie, że wszystko co w nim zawieram jest jakby bliskie memu sercu. Będąc bez partnerki (oczywiście mówię o okresie w którym nie byłem w związku) zaczynałem dialog z kobietami, które w jakiś sposób pociągały mnie fizycznie, dopiero w momencie, gdy mój rozum powiedział: ona się nie nada, daj sobie spokój, kończyłem rozmowę. Potrzeba posiadania kogoś bliskiego wydaje się być naturalna, mówię to świadomie, ponieważ człowiek lubi czasem mówić ale również milczeć. Milczenie jest istotnym punktem tego, o czym mówiłem wcześniej. Znacie uczucie, gdy wracacie do domu, kładziecie się na łóżku a ta druga połowa składa swoje ciało obok i nic nie mówi? „Dobrze, że jesteś”. Takie podświadome zrozumienie potrzeby chwilowego, psychicznego odprężenia, lecz nie tylko. Moment, gdy myślicie o tym samym i w pewnej chwili przystajecie na wszystko bez jednego słowa- czy może być coś bardziej budującego? Idąc przez park jesienią, łączycie swoje dłonie w uścisku patrząc przed siebie i wiedząc, że akurat ten uścisk jest wam odpowiedni. Potrzeba do tego słów? Słowa w takich momentach mogą przestać istnieć- jestem tego pewien.
Relacje między kobieta a mężczyzną nie są aż tak proste jak piszę i nie jest to chyba dużą tajemnicą. To co opisałem, to jak dla mnie 3 elementy kluczowe, z czego seks nie jest tym motywem który wchodzi do gry od samego początku. Salvador Dali w swojej książce wspominał kiedyś nawet taki przypadek, kiedy to podobała mu się pewna dziewczyna, i pomyślał, że chciałby iść z nią na spacer. Podobno popatrzyli sobie głęboko w oczy, w głowach zabłysła ta sama myśl, wstali jak jeden mąż i poszli. Nie wiem ile jest w tym prawdy ile fałszu, ale chyba coś musi w tym być. Trudno jednak mnie o tym rozważać, brak mi podobno empatii, często mówię, że nie chce rozumieć tych problemów. Coś jednak motywuje mnie do tego, aby myśleć o wadach i zaletach. Korelacja ludzi polega właśnie na wykryciu, zdiagnozowaniu i weryfikacji wad i zalet, jeśli ktoś ma inny pomysł, to słucham.