wtorek, 10 kwietnia 2012

Podobno lepiej wierzyć w coś, co zaistnieć może.

-Synku! Co ty tu robisz? Brat Piotr dał ci przepustkę?

-Nie, to znaczy tak, mamo. Poznajcie się- Sergiusz spojrzał na matkę trochę smutnym wzrokiem.- To Jadwiga.

-A! Wspaniale, przyjechałeś z przyjaciółką. Józefa Smolna.

Dziewczyna młoda, o modnie przystrzyżonych, rudych włosach wyciągnęła dłoń z przestrachem.

-Niech się pani nie wstydzi- dodała z uśmiechem Smolna.- Upiekłam drożdżówkę. Ty wiesz, Piotruś, jakie te powidła śliwkowe wyszły? Jeszcze ciasta z pieca nie wyciągnęłam a pan Jerzy już chciał wprosić się na mały kawałeczek.

-Wiesz- powiedział Smolny w stronę Jadwigi.- Mama piecze najlepsze drożdżowe w okolicy. Te kobiety, co tu w oficynie mieszkają nie mogą posiąść się z zazdrości.

Twarz dziewczyny ozdobił ledwo widoczny uśmiech; powiedziała w końcu:

-Chętnie spróbuje.

-No tak, tak- opamiętała się jakby Józefa.- Już kroję.- I pognała w stronę kuchni.

Jadwiga spojrzała na Piotra porozumiewawczo.

-Poczekaj jeszcze chwilkę, proszę.

-Dobrze, po cieście, tak?

-Tak...

-Czego się napijecie?!- krzyczała Smolna z kuchni.- Kawka, herbatka?!

-Kawy- odpowiedzieli jednym głosem, aż siwa głowa starej wyjrzała i parsknęła śmiechem.

-Wyszło jak nigdy- zachwalała wyrób Józefa niosąc ogromną tacę.- Mam nadzieje, że pani lubi.

-Tak, uwielbiam nawet, moja mama również robi.- Jadwiga odpowiedziała pewniejszym tonem.

-A skąd się znacie?- drążyła nadal gospodyni.

Przez dłuższą chwilę panowała cisza. W końcu Sergiusz odpowiedział:

-Poznaliśmy się na pielgrzymce w Kalwarii Zebrzydowskiej.

-Kamil i Janek Oblińscy, spotkałam ich ostatnio, mówili, że nie pisujesz do nich, co się stało?

-A wiesz, nie miałem czasu- wykręcał się kiepsko Sergiusz.- Odwiedzę ich niebawem, ucieszą się.

-Wie pani- zwróciła się Smolna do Jadwigi.- To byli najlepsi przyjaciele. Teraz bracia Oblińscy to biznesmeni są, ale ja jestem dumna z Sergiusza. To wysoki zaszczyt służyć Bogu.

-Wiem.- odparła z uśmiechem Jadwiga.

-Szkoda tylko- ciągnęła stara.- Że mało bywa w domu, czasem brak mi go, tak po ludzku. Ale z drugiej strony służy komuś i jestem pewna, że tam na górze docenią to, co robi wśród ludzi.

-Mamo- zaprotestował Sergiusz.- Przestań, głupio mi.

Jadwiga zaśmiała się, za nią również Smolna.

-I skromny.- dodała gospodyni.- Taki jest wzór sługi Bożego.

-To może ja pozmywam- zaproponował Sergiusz.

Jadwiga spojrzała ostro w jego stronę. Smolny zniknął w kuchni.

-Długo się znacie?- zagadnęła Józefa Jadwigę.

-Prawie trzy miesiące.

-O! Nic mi nie mówił. Zrobił się jakiś skryty ostatnio, ten mój Sergiusz. Mało pisuje, mało mówi. Kiedyś to opowiadał co zrobił w klasztorze. Pisał o pielgrzymkach, o akcjach zbiórek pieniędzy na potrzebujących. Nawet wysłał mi fotografię z Fatimy. Teraz nic, jakby zamknął się w sobie.

Jadwiga patrzyła jedynie w jej stronę dobrymi oczyma. Z kuchni wyszedł Sergiusz.

-A wiesz, synku. Rozmawiałam o tobie z księdzem Tobiaszem. Wiesz co mi powiedział?

-Nie.- Sergiusz wydawał się być rozproszony.

-Że pierwsze pięć lat w zakonie jest trudnych; tęskni człowiek za domem, znajomymi. Ale jest na to rada- mówiła stara do Sergiusza, który jakby nie słuchał.- trzeba modlić się i kontemplować. Wtedy spływa łaska na duszę jeszcze udręczoną, szukającą spokoju. Ksiądz Tobiasz ma wielu przyjaciół w zakonach.

Jadwiga spuściła oczy i wodziła nimi po dywanie. Sergiusz patrzył tępo w obraz Jezusa przybitego do krzyża.

-I zastanawia mnie jedno, synku. Czemu ty nie jesteś w habicie, nie masz nawet różańca przy pasku? Pozwolili wam tak chodzić?

Sergiusz wstał; pragnął wyciąć z pamięci Jezusa z obrazu. Stanąwszy przy oknie, wycierając o spodnie spocone dłonie rzucił szorstko:

-Jadwiga nosi pod sercem moje dziecko. Nasze dziecko, mamo. Zostaniesz babcią- mówił nadal patrząc w okno.- Zakon już mnie nie potrzebuje a ja nie potrzebuje zakonu.

Stara nic nie powiedziała, zzieleniała jedynie na twarzy. Po chwili wstała od stołu i wybełkotała obłąkanym tonem:

-Idę się pomodlić. Ten kaktus ma trochę za sucho.- wskazała na pustą doniczkę.- Podlej go, a potem idź po mleko.

I tak jak stała, upadła na twarz.

* * *

-Jest z nią jakiś kontakt?- Sergiusz ze łzami w oczach pytał wysuszonego, wysokiego mężczyznę w lekarskim kitlu.

-Słaby, jedyne co powtarza to słowa: Wieczny odpoczynek racz im dać Panie...

Jadwiga z płaczem wybiegła z gabinetu. Sergiusz również ledwo powstrzymywał łzy.

-Załamanie nerwowe- dodał lekarz sucho.- Może przejść, lub nie.

Dwa dni później Jadwiga poszła się wykąpać. Gdy Sergiusz wrócił, w jej żyłach nie było ani grama krwi. Purpurowa, wodnista szata okrywała ją aż do brody. W ręku, gdzie nie było nacięć trzymała różaniec z drzewa różanego, który otrzymała od niego w dniu ich spotkania. Smolny pamiętał. Okradli Jadwigę w Kalwarii. Pamiętał; pierwszy ich wspólny seks, kiedy to nie zdążył ściągnąć habitu.

* * *

Policja zabrała Jadwigę i ich dziecko w czarnym habicie z folii. Matka nocą i dniem powtarzała: Wieczny odpoczynek racz im dać Panie...

Smolny czekał na matkę rok, później drugi.

Matka przestała mówić cokolwiek. Zaraz po tym, z kamienic i biur otaczających Łódzką Archikatedrę wyleciały szyby, a wybuch słyszano nawet w Pabianicach.

wtorek, 21 lutego 2012

Obiad. (Dialog delikatnie świński)

Z dedykacją dla korekty.

-Hej, już jestem!- rozległ się głos ojca w sieni mieszkania.
-No, w samą porę- odpowiedziała matka- właśnie podaje obiad.- Mariusz! Mariusz! Wyłącz komputer i chodź na obiad!
-Ehh!- ojciec głośno wypuścił powietrze.- Smarkacz nic nie robi, tylko siedzi przed komputerem, a jak przyjdzie co do czego, to gwoździa prosto nie wbije.
-A ty tato wbijesz, jasne! - ojciec usłyszał za sobą głos syna.- Gdybyś był taki mądry, to dawno mieszkalibyśmy w domu, a nie w tej obskurnej kamienicy.
-No!- oburzyła się matka, przynosząc z kuchni miskę z surówką- To mieszkanie po babci i dziadku, a sama kamienica należała do zamożnego fabrykanta. Więcej szacunku!
-Matka ma rację- dorzucił ojciec.- Jak ci coś nie pasuje, to zawsze możesz się wyprowadzić.
Syn patrzył na ojca z kpiną w oczach i odrzekł:
-Nie mam jeszcze osiemnastu lat, opieka społeczna nie byłaby zadowolona z waszego zachowania.- stwierdził z przekąsem Mariusz.
- O, ooo! za trzy miesiące skończysz "osiemnastkę"- wtrąciła matka.- Wtedy zobaczymy.

-A co to za nowości?- zdziwił się ojciec.- Jemy w salonie, biały obrus, świąteczna zastawa?
-Raz chyba możemy zjeść jak ludzie, prawda?- gospodyni spojrzała w oczy małżonka.- Bez telewizji...- pilotem zgasiła ekran-... i w skupieniu.
Mariusz zachichotał.
-Mama coś wymyśla!- spojrzał pytająco na ojca, ale on również siedział zdumiony i wpatrywał się w obrus.
Usiedli przy stole.
-Smakuje wam?- zapytała niepewnie kobieta- Hm?
-Zwykła ogórkowa- stwierdził Mariusz mamrocząc pod nosem.
-Smakuje... - ojciec również nie wykazywał entuzjazmu.
Panowała ogólna cisza.
Gdy zjedli zupę, pani domu przyniosła kotlety mielone i ziemniaki z koperkiem polane masłem.
-Jak w szkole?- zapytała Mariusza, gdy wszyscy nakładali sobie po kolei na talerze, to surówkę, to mięso.
- Dobrze, całkiem do....- w tym momencie ojciec puścił głośnego i doniośle wonnego bąka. Mariusz ponownie zachichotał, tylko głośniej.
-Krzysztof!- matka aż poczerwieniała- Co to za maniery!?
-Przy ludziach przecież nie "pierdzę"- stwierdził z uśmiechem i ulgą ojciec- a teraz z drugiej strony.- I powtórzył czynność, tylko buzią. Mariusz śmiał się głośno z pełnymi ustami jedzenia; kawałki ziemniaków i kotleta wypadały na obrus zostawiając plamy.
-Boże...- załamała ręce gospodyni- Co za durnie!
-No!- ojciec wyciągnął w jej stronę wskazujący palec.- Tylko się wygłupiamy. Nie musisz nas wyzywać od durni! Właśnie, ćwoku- zwrócił się teraz do syna.- Poprawiłeś te pięć "luf" z polskiego?
Mariusz poczerwieniał.
-Z tą babą się nie da nic poprawić- wybełkotał.- Nauczyłem się wiersza, a ona mówi, że źle.
-Jaki to wiersz?- wtrąciła się matka.
-Inwokacja z Pana Tadeusza.
-No, to powiedz nam ją- rozkazał ojciec.
-Ale po co, wy to znacie- Mariusz zaczął drapać się po głowie.
-No gadaj!- krzyknął ojciec.
Mariusz odetchnął i zaczął.
-Litwo, ojczyzno moja... Jesteś jak zdrowie, ten się dowie, kto cie stracił.....
-Baran, baran!- ojciec ukrył twarz w rękach, a Mariusz siedział nieruchomo- Litwo!- zaczął Krzysztof- Ojczyzno moja! Ty jesteś jak zdrowie; Ile cię trzeba, trzeba...- Mariusz zachichotał.- Milcz, liceum skończyłem 25 lat temu! Ale ty masz szanse go nie skończyć.
-Brzozowski dał radę, to ja tym bardziej- Mariusz zadarł nos - Z resztą... Co to za wstyd podejść rok później do matury?
-Ja ci dam!- warknęła matka odkładając sztućce na pusty talerz.- Zdasz ją w tym roku!
Pan domu wstał i wyciągnął dwa kieliszki od wódki. Postawił je odpowiednio, obok swego talerza i talerza swej małżonki.
-A ja?- zaprotestował Mariusz.- Co ze mną?
-Ty, gnojku, masz jeszcze czas na wódkę.- Krzysztof popatrzył badawczo na syna.- Mnie i matce się należy.
Mariusz spuścił głowę.
-Dziękuję- powiedział odsuwając od siebie talerz.
-Lekcje odrób, książkę poczytaj- krzyknął za nim ojciec, który w międzyczasie szukał już oczyma pilota od telewizora.
-Krzysztof, pozbieraj naczynia. Ja padam- poprosiła tonem głosu pani domu.- Dziś na bazarku tyle ludzi...
-Dobra, już dobra- i ojciec zabrał się do typowo damskiego zajęcia.- Ale nie mam zamiaru nic zmywać.- Czekał aż żona coś odpowie, jednakże jej myśli były już pochłonięte przez meksykańską telenowelę.
-Czy to ja jestem ojcem naszego dziecka?- zapytywał przystojny aktor z telewizji.
-Tak, Pedro.- odpowiedziała mu urocza meksykanka ze łzami w oczach.- Wychowamy go na porządnego człowieka.
Z pokoju Mariusza dochodzić zaczęły odgłosy wirtualnej strzelaniny. Krzysztof, wypijając po kryjomu obydwa kieliszki rozpoczął "proces zmywania".

poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Kocham cie po sam grób.

Rozmowa dwóch młodych mężczyzn w kawiarni:

-Widziałem się właśnie z Marleną...
-I co, Twoja nimfa pachnąca Coco Chanel, za bóg wie ile, nadal wyznaję ci miłość na kolanach?
-Weź się odczep! To, że lubi seks francuski to nie znaczy, że jest jakąś dziwką. Zresztą nie powinieneś komentować...
-Niedawno, przyjacielu, powiedziałeś, iż moja rada jest niezastąpiona. Kim ona w ogóle jest?
-Słuchasz mnie? Studiuje na ASP, jest elitą tego miasta. Zna łódzkich reżyserów, aktorów i biznesmenów. Jej ojciec stawia ten nowy hotel w centrum. To nie jest rodzina idiotów. Jej brat siedzi na stołku prokuratora, nic mi z nią nie grozi. Nie wypada ci wypowiadać złej opinii, nawet jeśli tak myślisz. Czuje, że z jej strony to coś głębszego.
-Tylko jak jest na kolanach...
-Zaraz sam będziesz na kolanach!
-...
-Ty jakoś nie umiesz wyrwać sobie laski... siedzisz w domu, czytasz i grasz w gry. Co to za życie? Hmm? Ja teraz mam to, czego chciałem. Poznaje ludzi i bawię się. Jest wspaniale, co drugą noc spędzam w wielkim domu z jackuzi i sauną. Jutro idziemy na obiad z prezesem jednego z banków; podobno w jakiejś knajpie japońskiej. Sushi, sake... rozumiesz?
-Umiesz jeść pałeczkami?
-To nic trudnego, Marlena powiedziała, że nauka zajmuje 3 minuty.
-Znając ciebie to zajmie 3 godziny.
-Nie mogę tego słuchać...
-Kochasz ją? Czy lubisz jej kasę?
-Kocham ją, jest bardzo wartościowa, ale małomówna. Czasem umie milczeć godzinę, ale to oznaka jej inteligencji, chęci przemyślenia wszystkiego...
-Myśli pewnie o nowych butach i wycieczce do Brazylii...
-Buty dostaje za darmo, od projektantów mody. W Brazylii też już byla.
-Ile Ty ją znasz?
-No z miesiąc już będzie...
-I jutro idziesz na sushi?
-Zazdrościsz?
-Raczej jestem załamany, że sobie wstydu narobisz.
-ODWAL SIĘ! Umiem jeść nożem i widelcem.
-Ale nie pałeczkami...
-Co ci do tego?
-Powiedziała ci, że cię kocha?
-Bo to raz. Zawsze mi to mówi, że jestem jej ulubieńcem, że daje jej dużo ciepła... Doprawdy, czasem jest zaskakująca!
-Używaj prezerwatyw, bo jeszcze cię w bachora uwikła; wiesz jak jest. Teraz chodzi zadowolona, że kocha, że cię pilnuje i jest za tobą. Potem, jak okaże się, że macie dziecko to nawet jak śpi na forsie wygoni cię do roboty, a ty, ze swoim magistrem sztuki to możesz kopać rowy tam, gdzie Chińczycy budują autostrady.
-Jej ojciec ma coś wspólnego z autostradami...
-Widzisz! Nawet o łopatę nie będziesz musiał się prosić. Jak cię rodzina przyjmie, to zostaniesz brygadzistą. Fucha jak 102! Więc pamiętaj... lateks daje wolność.
-Bierze tabletki, nie jest tak głupia, aby męczyć się z kondomami. Mama załatwiła jej najlepszego ginekologa w mieście.
-To się czymś zarazisz... kiła, trądziki; nigdy nie wiesz.
-Ahahaha! Kolego mój, ona się nie zadaje z byle kim. Myślisz, że sypia z każdym kto ma coś w głowie? Nie, nie! Grono jej znajomych to wyselekcjonowane osoby, studenci prawa, medycyny, artyści! Co Ty myślisz? To nie chlew!
-Jeśli tak twierdzisz, sądzisz i wiesz... nie pozostaje mi nic innego, jak pobłogosławić wasz uroczy związek. Zapoznaj mnie z nią, jeśli nie boisz się poznać jej z plebsem.

Kilka dni później.

-Nie mogę się dodzwonić od wczoraj do Marleny, nie wiem co się dzieje, ma wyłączony telefon. NIC! Żadnego znaku życia, żadnej wiadomości. Jej znajomi również nie wiedzą, co się dzieje...
-Wiesz, nadziwić się nie mogę...
-Hm?
-Tobie!
-Mnie?
-No! Zakochany kundel zgubił swoją rasową ukochaną. Okazać się może, że nie jest taka rasowa...
-Co Ty zazdrośniku gadasz! Ja od zmysłów odchodzę! Matka moich dzieci zaginęła!
-Sam, żeś zaginął...
-Czemu czytasz gazetę, jak ze mną rozmawiasz? Ja zaginąłem? Najadłeś się dopalaczy?
-Masz, przeczytaj... strona 20.

„Wczoraj wieczorem zatrzymano Marlenę W. córkę łódzkiego biznesmena i radnego. Marlena W. podejrzewana jest o umyślne zarażenie wirusem HIV swoich partnerów i przygodnych kochanków, których, jak podaje komenda miejska, może być nawet 90. Od wczoraj na policję zgłosiło się 20 mężczyzn, u 17 z nich wykryto obecność wirusa....”

wtorek, 9 listopada 2010

Bydło.

Pod tym zaskakującym tytułem nie mam na myśli technik hodowli tych przemiłych zwierzątek. Sytuacja nie jest skomplikowana, ani wniosek zbyt wybitny, lecz obserwowanie tego co opisuje poniżej, było dla mnie miejscami zabawniejsze, niż Monty Python.

Prawie codziennie wracam skądś tramwajem lub autobusem do domu. Zazwyczaj mam ze sobą odtwarzacz mp3, bo nie jestem typem podsłuchiwacza, jednakże tym razem było inaczej. Wsiadając do nowoczesnego tramwaju niskopodłogowego, wsiadły ze mną, tymi samymi drzwiami, 4 młode damy; w wieku 17-18 lat. Pierwsze co zrobiły, to we trzy zajęły 2 miejsca siedzące. Nie ma w tym nic dziwnego, lecz gdy zaczęły na sobie "leżeć" (inaczej nie wiem jak to opisać), stwierdziły, że rodzą wydając dziwne okrzyki, przypominające bardziej film pornograficzny, niż poród. Kiedy akcja porodowa zakończyła się niewątpliwym sukcesem, jedna z nich wyciągnęła telefon komórkowy i puściła muzykę z głośnika. Nie miałbym nic przeciwko, gdyby był to Chopin lub Satie, jednak młode panie uraczyły nas dyskotekową łupanicą i bez najmniejszego przejęcia rozmawiały wulgarnym językiem o kolegach jakiejś koleżanki. Gdy myślałem, że komedia już się nie rozwinie, na jednym z przystanków, pierwsza pani od drzwi, podniosła swe wiotkie ciało i splunęła z wcześniejszym "zebraniem pocisku", z okolic zatok. Całe szczęście trafiła na chodnik a nie w jakiegoś niewinnego przechodnia. Dwa kolejne przystanki minęły w podobnej atmosferze.

Ja rozumiem wszystko- muzyka z telefonu, głośniejsza rozmowa, niekiedy wulgaryzmy, lecz na ojca Rydzyka! Robienie czegoś "takiego" w miejscach publicznych winno być karane chłostą. Ludzie spokojnie wracają ze szkoły i pracy, są zmęczeni dniem a takie "fiu bździu" w potrójnej wersji, bo 4 koleżanka była spokojna, chce do końca zniszczyć dzień. Mam więc niezły pomysł. Tak jak rozdaje się strzykawki narkomanom i prezerwatywy homoseksualistą, tak dodatkowo trzeba rozdawać słuchawki i kneble, żeby nie być świadkiem powyższych zdarzeń.

piątek, 5 listopada 2010

Święto Zmarłych.

Nic specjalnego; cholerne akapity!

Tytuł wydaje się być z błędem, ale jednak jest inaczej, niż może się wydawać. Przede wszystkim święto „Wszystkich Świętych” należy do tradycji rzymsko- katolickiej. Ja nie jestem katolikiem i trudno mi uwierzyć w świętość kogokolwiek; zresztą co znaczy dokładnie święty? Podejrzanie brzmi już samo „wszystkich” w całej tej nazwie, ale „świętych”, jak już stwierdziłem, chcą mi wmówić. Niby czepianie się samej nazwy, ale jak sami wiecie, (nie do końca z własnej autopsji), to 1 listopada tych świętych ma się gdzieś! Prawie, albo nawet nikt, nie rozkłada stronic biblii i nie popada w refleksie nad św. Krzysztofem czy nawet św. Tomaszem z Akwinu; liczą się groby, obiad u rodziny, znicze albo ilość kilometrów odstanych korkach. Nawet w kościele kłamią, że to czas zadumy i refleksji. Księża też pewnie idą na cmentarze obrażeni, bo zaczepi ich połowa zrzeszonych albo, nie daj bóg, jakiś żebrak.

Można mi zarzucić, że nie znam się na temacie, lecz sprawa ma się tak, że moja mama pracuje w kwiaciarni i wie na czym rzecz polega. Nie trzeba być analitykiem rynku aby zauważyć, że jest to kolejna, genialna okazja do roztrwonienia pieniędzy. Taki niewielki bukiecik kupuje się za 30- 50 zł.- kupimy pewnie ze 3 albo 4. Doliczmy do tego jakieś świeczki, benzynę na podróż; obwarzanki i wata cukrowa dla dzieci też kosztują. Wydatek rzędu 200-300 zł. Niby nic, niby niewiele, ale zwykły Kowalski klnie jak szewc bo znów traci zamiast oszczędzać. Tak, traci! Założę się o demokrację, że dla Kowalskiego tych świąt mogłoby nie być. Wystarczy, że za półtora miesiąca będą fenomenalne w swym istnieniu- święta Bożego Narodzenia. Boże narodzenie jeszcze jakoś rozumiem: ludzie się cieszą z rocznicy narodzin jakiegoś ważnego boga; piękny zwyczaj i wyżerka, ale jakie nudy... Wszystkich świętych to dzień uczczenia pamięci zmarłych, ale dlaczego świętych?

Świętych zostawmy w spokoju przez czas najbliższy. Kwestia pamięci tego dnia ma mieć wagę najwyższa,jednakże ustępuje ona kwestii estetyki nagrobka, co wcale nie jest dziwne. Zauważcie, że w ludziach tkwi dziwna maniera, polegająca na ściganiu się kto ma więcej i lepiej. Czasem zastanawiam się, czy nie otworzyć firmy, która zajmowałaby się dizajnem grobów. Prawdziwi amatorzy cmentarnego pokazu mody umieją gonić za zniczami i wiązankami z kwiatów już miesiąc przed. Tak mniej więcej prezentuje się pamięć ludzi o zmarłych przodkach. Pamięcią nie jest cząstką nas, jest ona granitową płytą z wypalonym imieniem i nazwiskiem. Nie mając przepychu na swoich nagrobkach, w odczuciu tych ludzi, nie posiadasz pamięci.

Przechadzając się wąskimi uliczkami cmentarzy, nie byłem świadkiem świadectw wiary. Rodziny stojące przed miejscem pochówku wykonując znak krzyża, same nie wierzą w to, co czynią. Rozmowy jakie toczą, czasem tylko mają charakter wspomnień, i to najczęściej, gdy zapyta o zmarłego jakieś małe dziecko. Jednymi z ciekawszych tematów, o których można było zasłyszeć przy tej okazji to np. brzydki zapach z publicznych toalet, spalona cebula w zupie Jadzi czy inne tego typu problemy egzystencji ludzkiej. Wszyscy raczej znudzeni, wyssani z życia, może przez jedzenie lub oglądanie telewizji. Nie chcąc widzieć patetyczności, której zwykli wtórować gdy ankieterka przez telefon pyta o wyznanie, wykonują swój o b o w i ą z e k z bez zadowolenia.

Nie wiem z czego wypływa chęć obchodzenia świąt i uczestniczenia w tym skomplikowanym procesie, ale mnie jest ciężko w te dni, bo presja przez święta nie należy do moich ulubionych. Nie mam wyjścia, uczestniczę w tym, bo spadł na mnie ten ciężar, ta powinność życia w katolickim państwie. Dat jest wiele, tradycja wcale nie musi być najgorsza, ale zastanówmy się, po co nam to wszystko tak naprawdę. Nie trzeba ścigać się z innym na ilość zniczy. Ważne, jak słuchamy o pamięci tych ludzi, o których mówi mama i jak przekażemy to dalej. Bądźmy w tym miejscu przynajmniej wdzięczni za to, że poprowadzili tak życie, i doprowadzili do nas. Sądzę, że dobrze by było, gdybyśmy też swoje życie pociągnęli tak, aby doprowadziło ono do kogoś lub czegoś. Niech idzie dalej w nieskończoność. My umrzemy, ale za parę pokoleń słuch o nas zaginie. Będziemy jednym z grobów w ludzkiej myśli. Czyż to nie wspaniałe?

środa, 27 października 2010

Czcze gadanie.

Jak już się zorientowaliście- zawsze mówię, że będę systematyczny w następnych wpisach tutaj. Muszę jednak powiedzieć, że staram się jak mogę, ale wychodzi jak zawsze.
Chciałem się wam trochę pożalić.
Serwer który obsługuje wszystkie te blogi na których zamieszczane są fotografie i wywody jest moim zdaniem jednym z lepszych. Można mieć "swoje" polecane linki, jakieś skórki, tapety, cuda niewidy, lecz jedna rzecz mnie drażni, i to bardo.
Ja rozumiem, że połowa świata akapitów używa tylko raz w życiu na maturze pisemnej z polskiego, jednak konstruktorzy tego edytora winni być bardziej przewidujący i mogliby wprowadzić możliwość edycji akapitowej. Dla fotografów, poetów i pamiętnikarzy ta opcja jest niezdatna, ale kiedy oknem tym posługuje się ktoś, kto ceni sobie przejrzystość tekstu pisanego, po prostu, załamuje ręce. Nie wymagam przypisu dolnego, bo i po co ale na boga! Intuicyjnie rozróżnić intencje autora jest trudno- moje także- więc PANOWIE lub PANIE KONSTRUKTORZY, zróbcie coś z tym! Proszę.

poniedziałek, 29 marca 2010

Kobieta a mężczyzna

Wybaczcie chwilowy zastój, to przejściowe. Przynajmniej mam taką nadzieję.
____________
Kobieta i mężczyzna- jedno nie istnieje bez drugiego. Duet zapewniający utrzymanie gatunku, mężczyzna jako dawca nasienia i kobieta jako jednostka odbioru nasienia i podstawa do rozwoju nowego bytu. Taki typ relacji jest nam znany od początków świata. Logiczny, konsekwentny i nie podważalny w całej swej rozciągłości. Nie myślcie, że to też do „tęczowych”, będę mówił w znaczeniu kobieta- mężczyzna, mężczyzna- kobieta. Wiązanie się z tą samą płcią jest dla mnie wypaczeniem, ponieważ taki wariant nie jest gwarancja, a nawet powiedziałbym, że jest zaprzeczeniem ciągłości gatunku. Pewnie obrońcy praw zwierząt dostają teraz szału i mówią o mnie: "ksenofob", ale ja się ich nie boję i przyłączam swój głos do twierdzenia Legutki o "pakcie o nieagresji", toteż z ksenofobią nie mam nic wspólnego.
Chyba wszyscy znają twierdzenie, że cielesność nie jest podstawą uczucia jakim jest miłość. Zdanie to powtarza się przy każdej okazji pytania o "ideał partnera”. Nie wiem z czego wynika fakt, że kłamią bezczelnie koleżance; „Wygląd nie jest ważny”. Przecież oprócz cech charakteru, które są oczywiście elementem metafizycznym, istnieje „ideał” cielesny. „Pierwsze wrażenie”, które znane jest nam z autopsji w pierwszym momencie determinuje dalsze poczynania. Znajdując się w pomieszczeniu z przedstawicielami płci odmiennej, zawsze chcemy poznawać od strony metafizycznej te osoby, które spełniają nasze oczekiwania fizyczne. Przypadek w którym cielesność jest jedynym punktem wspólnym dla naszego pojęcia, to przypadek zostaje odrzucony, bądź też nie, ale na pewno nie daje szczęścia we wspólnym życiu oglądanym przez pryzmat przyszłości. Sprawa wygląda inaczej, jak ciało idzie w parze z rozumem. Ten moment można by nazwać triumfem, bo jednak mamy to co chcemy, ale zawsze pozostaje "ale". Obiekt który został namierzony też ma swe upodobania, jeśli zalatuje od nas porannym joggingiem, nawet z czarem i urodą Clarka Gable'a nie "wyrwiemy mięsa". Znane są przypadki, gdzie facet poślubił kobietę bez twarzy lub kobieta faceta bez nóg i jednej reki. Miłość miedzy nimi kwitnie i maja się lepiej niż cała zgraja fizycznych "napaleńców". Jednak ten typ co tylko ciało wielbi, też może żyć nie najgorzej. Dobrze mieć swój "ideał", znalezienie go musi być piękne- kogel mogel bez cukru jest niesmaczny.
Czytałem pewnego razu w Tygodniku Powszechnym artykuł na temat konserwatyzmu społeczności w Polsce. Okazuje się, że młodzież w naszym kraju odbiega od schematu typu: rodzina, kościół i szukanie stabilizacji w monotonnej pracy. Jeśli nawet znajdziemy taką jednostkę, która wyznaje podobne zasady, to okaże się, że jednak ona też czasem lubi iść się rozerwać. Trzeba rozważyć fakt naszej moralności. Pisząc to, zastanawiam się jednak, co u licha można by nazwać moralne a co nie? Przyjmując lekko dresiarski tok rozumowania zapewne postawiłbym na donosicielstwo, jako zakałę. Zakładając jednak „czerwone” maniery, opowiem się za donosicielstwem, jako podstawą rzetelności systemu.
Seks przedmałżeński, jeszcze jakiś czas temu, uznawany był za bezbożność. Dziś jest to norma, która ma zweryfikować znaczną część kompatybilności z drugą połówką. Więc proszę mi nie wmawiać, że seks w związku nie jest ważny. Jest ważny i to dość mocno z podstawowego powodu, mianowicie: zaspokojenie swoich potrzeb naturalnych, a musimy mieć na uwadze, że człowiek to istota seksualna, jest trudne do ominięcia- przynajmniej z punktu widzenia „typowego Kowalskiego”. Sam sex oczywiście sprawy nie załatwia, byłoby to zbyt piękne i zbyt proste. Rolę odgrywa nastawienie do samego tematu, pozycje, tępo (banał), ulubiony rodzaj itp. Znam 1000 przypadków gdzie kobieta lub facet marudzą na brak ornego, analnego, lub Bóg wie jakiego. To nie koniec, czasem afera jest o zastosowanie antykoncepcji, miejsca, czy zapachu wydobywającego się spod pachy partnera. Sami zobaczcie, jest tyle czynników które nie zgadzają się ze sobą, że raczej nie trudno o konflikty na tej linii. Facet lubiący sex oralny, ostre igraszki analne i tzw „cumshot” na różne części ciała nie zaspokoi swoich potrzeb z kobietą, która woli raczej po bożemu. Kiedy będą sobie tak żyli, nie dogadując się jedynie w sferze seksualnej, to pokusa pociągnie jedno albo drugie do zdrady na rzecz urzeczywistnienia fantazji. Co implikuje zdrada? Płacz, przeprosiny i rozstanie. Kiedy nie dochodzi do rozstania, to i tak wszystko wali się i sypie, bo wszelaka kłótnia kończy się wypominaniem zdrady. Pomyślcie, mówię to do tych co mają za sobą ten pierwszy raz, że partner odmawia wam seksu do ślubu. 99,9% ludzi nie będzie zachwycona tą informacją albo wręcz się wścieknie. Zaręczyn nie było, data ślubu nie jest znana... kobieta da sobie jeszcze jakoś rade, facet zaś, jak wiadomo wulkan testosteronu, może liczyć na swoje silne przedramię. Taka kolej rzeczy wśród niedzielnych katolików to czarny scenariusz, chodź zawsze pozostaje upicie partnera i liczenie na łut szczęścia.
Pisząc ten tekst miałem wrażenie, że wszystko co w nim zawieram jest jakby bliskie memu sercu. Będąc bez partnerki (oczywiście mówię o okresie w którym nie byłem w związku) zaczynałem dialog z kobietami, które w jakiś sposób pociągały mnie fizycznie, dopiero w momencie, gdy mój rozum powiedział: ona się nie nada, daj sobie spokój, kończyłem rozmowę. Potrzeba posiadania kogoś bliskiego wydaje się być naturalna, mówię to świadomie, ponieważ człowiek lubi czasem mówić ale również milczeć. Milczenie jest istotnym punktem tego, o czym mówiłem wcześniej. Znacie uczucie, gdy wracacie do domu, kładziecie się na łóżku a ta druga połowa składa swoje ciało obok i nic nie mówi? „Dobrze, że jesteś”. Takie podświadome zrozumienie potrzeby chwilowego, psychicznego odprężenia, lecz nie tylko. Moment, gdy myślicie o tym samym i w pewnej chwili przystajecie na wszystko bez jednego słowa- czy może być coś bardziej budującego? Idąc przez park jesienią, łączycie swoje dłonie w uścisku patrząc przed siebie i wiedząc, że akurat ten uścisk jest wam odpowiedni. Potrzeba do tego słów? Słowa w takich momentach mogą przestać istnieć- jestem tego pewien.
Relacje między kobieta a mężczyzną nie są aż tak proste jak piszę i nie jest to chyba dużą tajemnicą. To co opisałem, to jak dla mnie 3 elementy kluczowe, z czego seks nie jest tym motywem który wchodzi do gry od samego początku. Salvador Dali w swojej książce wspominał kiedyś nawet taki przypadek, kiedy to podobała mu się pewna dziewczyna, i pomyślał, że chciałby iść z nią na spacer. Podobno popatrzyli sobie głęboko w oczy, w głowach zabłysła ta sama myśl, wstali jak jeden mąż i poszli. Nie wiem ile jest w tym prawdy ile fałszu, ale chyba coś musi w tym być. Trudno jednak mnie o tym rozważać, brak mi podobno empatii, często mówię, że nie chce rozumieć tych problemów. Coś jednak motywuje mnie do tego, aby myśleć o wadach i zaletach. Korelacja ludzi polega właśnie na wykryciu, zdiagnozowaniu i weryfikacji wad i zalet, jeśli ktoś ma inny pomysł, to słucham.